Zespół o dziwnej nazwie, która tak naprawdę jest imieniem i nazwiskiem osiemnastowiecznego, angielskiego agronoma. Jak powiedział lider zespołu, Ian Anderson, "pożyczyliśmy sobie jego nazwisko, jak przestanie nam być potrzebne to mu je oddamy".
Muzyka to blues pomieszany z folkiem, połamane i skomplikowane riffy, flet poprzeczny jako instrument prowadzący, charakterystyczny, chropawy głos Andersona i niegłupie, poetyckie teksty pełne ironii, humoru oraz prowokacji.
Jedną z moich ulubionych piosenek Tullów jest "Moths". Kim są tytułowe ćmy? Prawdopodobnie chodzi o ludzi uzależnionych, którzy pogrążając się w nałogu wciąż go łakną niczym ćmy lecące do ognia na pewną śmierć. W tym przypadku uzależnieniem jest miłość dwojga spalających się w miłości kochanków. Niektórym uda się tylko poparzyć, ale większość zginie. W każdym razie, ja tak to odczytuję. Świetny kawałek.
"Witrażowe okno zostało otwarte,
By poruszyć tańczący płomień świecy
I pierwsze letnie ćmy,
W ich samobójczym locie.
Świeża bryza zaświszczała,
Delikatna jak majowe pąki,
Porwała do żeglugi lilie,
A ona stanęła przede mną naga.
Tak rozpoczęła się długa noc,
Podczas, której szybowaliśmy na pokrytych pyłem skrzydłach,
W kierunku naszego jutra,
W ten nieśmiały wiosenny miesiąc,
Próbując pochwycić uciekające cienie,
Niczym obraz magicznej latarni.
My, stworzenia świecy,
W nocnym locie ku światłu,
Spleceni, opadający,
Trzepoczący ku temu małemu, złocistemu punktowi,
Szalejący w sianie
Delikatni jak motyle w pierwsze dni wiosny,
Gdzieś wysoko nad nami.
Życie jest zbyt długie (jak powiedziałby leming)
Bo płomien swiecy płonie coraz mocniej zaslubiajac ćmy
I wszyscy razem spłoniemy, nim zgaśnie knot,
Nim umrze świeca.
Witrażowe okno zostało otwarte,
By poruszyć tańczący płomień świecy,
I pierwsze letnie ćmy,
W ich samobójczym locie,
Byśmy połączyli się z nimi w nabożeństwie
wiecznego światła,
W tej krótkiej chwili,
Gdy dwie ćmy wirowały w jej oczach"