20-03-2020, 14:49
Kilka napisałem, większość gdzieś w necie zagubiłem.
Ponure, jak wszystko czego się dotykam.
Kiepskie, ale czarne, takie ma być.
Widzi, słyszy, czuje.
Straszliwy ból, chirurg skalpelem ciało rozcina.
Chce krzyczeć, że nie śpi pokazać, że czuje... ale nie może.
Nie może nawet łzy w oku rozmazać.
Okrutne ciało, uparty umysł
nie daje się ruszyć, każe mu cierpieć.
Były to chwile, potem godziny, brzuch już zaszyty.
Chirurg zmęczony obciera czoło. Pacjent stracony.
On wszystko widzi, nawet i słyszy, chce wyć z rozpaczy.
Nikt go nie słyszy.
Bagnetem przebity, skalpelem pocięty.
Ciągle żywy.
Za grzechy, za zbrodnie, żywy... na wieki wyklęty.
Do wąskiej skrzyni wrzucony, patrzy na słońce,
ktoś rzucił wieko na górę trumny.
Młoty gwoździami zamknęły mu oczy.
Już tam na dole, trumna prawie zrzucona.
Teraz już tylko błagaj o śmierć, ona to dobroć i wybawienie.
Życie... to koszmar to zimna skrzynia to ciemność to zło.
Sypią już piach,
będzie go dużo, pokryje skrzynie, najpierw jej dach.
Aż znikniesz cały w grobowym dole, z niego nie wyjdziesz.
Nie będzie nigdy ci więcej dane, pobiegać po lesie, popatrzeć w niebo.
Krwią innych droga jego była skąpana, jego spełnienie to bliźnich cierpienie.
Teraz sam w skrzyni, pod warstwą piachu,
nie ma co liczyć na miłosierdzie,
na szybką śmierć... na wybawienie.
Ponure, jak wszystko czego się dotykam.
Kiepskie, ale czarne, takie ma być.
Widzi, słyszy, czuje.
Straszliwy ból, chirurg skalpelem ciało rozcina.
Chce krzyczeć, że nie śpi pokazać, że czuje... ale nie może.
Nie może nawet łzy w oku rozmazać.
Okrutne ciało, uparty umysł
nie daje się ruszyć, każe mu cierpieć.
Były to chwile, potem godziny, brzuch już zaszyty.
Chirurg zmęczony obciera czoło. Pacjent stracony.
On wszystko widzi, nawet i słyszy, chce wyć z rozpaczy.
Nikt go nie słyszy.
Bagnetem przebity, skalpelem pocięty.
Ciągle żywy.
Za grzechy, za zbrodnie, żywy... na wieki wyklęty.
Do wąskiej skrzyni wrzucony, patrzy na słońce,
ktoś rzucił wieko na górę trumny.
Młoty gwoździami zamknęły mu oczy.
Już tam na dole, trumna prawie zrzucona.
Teraz już tylko błagaj o śmierć, ona to dobroć i wybawienie.
Życie... to koszmar to zimna skrzynia to ciemność to zło.
Sypią już piach,
będzie go dużo, pokryje skrzynie, najpierw jej dach.
Aż znikniesz cały w grobowym dole, z niego nie wyjdziesz.
Nie będzie nigdy ci więcej dane, pobiegać po lesie, popatrzeć w niebo.
Krwią innych droga jego była skąpana, jego spełnienie to bliźnich cierpienie.
Teraz sam w skrzyni, pod warstwą piachu,
nie ma co liczyć na miłosierdzie,
na szybką śmierć... na wybawienie.