Napisz nową odpowiedź
Odpowiedź w wątku: Poszukiwanie śnieżnych ludzi
Login:
Temat:
Ikona posta
Wiadomość:
-
-
Emotki
Kwiatki
ZOO
Zima
Wiosna
Impreza
Miłość
Inne
Jesień
Duże
Opcje posta: aaaa
Subskrypcja wątku:
Wybierz sposób powiadamiania i subskrypcji tego wątku. (tylko dla zarejestrowanych)




Weryfikacja obrazkowa
Wpisz tekst znajdujący się na obrazku w pole poniżej. Ten proces pozwala chronić forum przed botami spamującymi.
Weryfikacja obrazkowa
(wielkość znaków nie ma znaczenia)


Podgląd wątku (od najnowszej odpowiedzi)
Napisane przez hogan - 27-04-2015, 10:37
Czy świadkowie mówią prawdę?

Śnieżny człowiek to tajemnicza i wciąż nieuchwytna istota balansująca na krawędzi między człowiekiem a zwierzęciem. Nikt nie zna o nim prawdy, choć wielu miało okazję zetknąć się z nim oko w oko. A jak wygląda sprawa Śnieżnego człowieka z punktu widzenia biologii? Czy rzeczywiście nie może istnieć z zasady? Współczesna nauka zepchnęła poszukiwania tego gatunku na margines, widząc w nim stworzenie legendarne. Ale czy można złapać coś (lub kogoś), czego w ogóle się nie szuka? ____________________


Walentin Sapunow, „Między człowiekiem a zwierzęciem” (fragm..)


Poniższy artykuł jest rozdziałem książki Walentina Sapunowa pt. „Między człowiekiem a zwierzęciem”, która ukazała się nakładem wydawnictwa KOS w 2008 roku.
 
 Z lektury poprzednich rozdziałów czytelnicy mogą łatwo wywnioskować, że podstawowy materiał, jakim rozporządzają specjaliści od badań Śnieżnego człowieka, to zeznania świadków. Przyjrzyjmy się kilku takim świadectwom, zwracając jednocześnie uwagę na metodologię ich analizy.  
 
 Wieś Nowonikołajewka w rejonie Czimkentu. Opowiada leśnik Jerzy Niechajenko z zarządu rezerwatu Aksu-Dżabagły:
[Obrazek: sapunow1.jpg]
Książka pt. Między człowiekiem a zwierzęciem ukazała się w 2008 r. nakładem wydawnictwa KOS.
 - Widziałem Śnieżnego człowieka dwa razy. To był ten sam osobnik. W czerwcu 1978 roku brałem udział w ekspedycji na wschodzie Tien-szanu; zabrałem ze sobą córeczkę. O jedenastej wieczorem opowiadałem jej w namiocie bajkę. Nagle mnie coś tknęło; poczułem, że na zewnątrz namiotu jest jakaś żywa istota. „Z pewnością niedźwiedź kręci się gdzieś nieopodal” – pomyślałem. W tej samej chwili moja córeczka zaniepokoiła się: „Tato, tam ktoś jest”. Dziecko wyraźnie się bało. Wziąłem siekierę, postanowiłem, że wyjdę i stuknę obuchem po kamieniu, niedźwiedź przestraszy się ostrego dźwięku i ucieknie. Wyszedłem i zdrętwiałem: tuż przede mną stała człekokształtna istota wzrostu ponad dwa metry, całkowicie pokryta włosami. Tylko twarz miała nagą, rysy zupełnie ludzkie. Sądząc po budowie ciała, była to istota płci męskiej, chociaż odpowiednie organy okrywały gęste włosy. Stwór nie wykazywał ani strachu, ani agresji, po prostu stał i patrzył. Coś krzyknąłem – on stał nadal. Z sąsiednich namiotów zaczęli wychodzić ludzie, narobili hałasu, ktoś pobiegł po aparat fotograficzny. Wtedy przybysz raptownie obrócił się i zniknął w wąwozie, w miejscu, które – wiedziałem to dobrze – dla zwykłego człowieka jest niedostępne. Rano próbowaliśmy pójść jego śladem. Kilka razy obchodziliśmy nieprzystępne zawały, aż wreszcie trafiliśmy na grotę wymoszczoną sianem. W posłaniu wygnieciona była sylwetka dużego człowieka. Drugie spotkanie miało miejsce po upływie dwóch tygodni. Dokładnie o jedenastej wieczorem, tak jak poprzednio, poczułem impuls i wyjrzałem z namiotu. Ten sam owłosiony stwór szedł wzdłuż obozu. Porwałem aparat fotograficzny, zdążyłem zrobić zdjęcie. Niezbyt wyraźne – ciemno było, lecz wyszło...  
 
 Inną rozmowę przeprowadziłem w Leningradzie, we własnym mieszkaniu. Mój gość, inżynier hydrolog Oleg Szarow, wspominał:
 
[Obrazek: sniezny2.jpg]
Walentin Sapunow w pobliżu drzewa, na którym swe ślady pozostawił Śnieżny Człowiek.
- W 1989 roku uczestniczyłem w ekspedycji Lengidroprojekta nad rzeką Amguema na Czukotce. Pracowaliśmy w odległości 50 kilometrów od najbliższego osiedla. Kontakt ze światem zewnętrznym zapewniała nam radiostacja, wiadomości – mały odbiornik radiowy. Jedynym dostępnym środkiem lokomocji była motorówka, przydatna tylko w krótkim okresie letnim. Czasem odwiedzali nas goście – myśliwi i rybacy. W połowie lipca z osiedla Egwenkinot przyjechał miejscowy przewodnik. Opowiedział mi, że w górnym biegu Amguemy zimą 1988 roku myśliwi spotkali dziwną istotę podobną do człowieka bardzo dużego wzrostu, pokrytą jasnoszarą sierścią. Próbowało dobrać się do urządzonej przez nich spiżarni. Kiedy myśliwi z hałasem podjechali bliżej na skuterze śnieżnym, intruz uciekł. Nasz gość odjechał, prawie zapomnieliśmy o całej historii. Lecz oto moja żona Wiktoria, która także uczestniczyła w ekspedycji, powiedziała, że słyszała jakieś straszne krzyki ze wzgórz. Uspokoiłem ją, że prawdopodobnie był to głos polarnej sowy, lecz Wika nie uwierzyła. Pod koniec października zostaliśmy na stacji meteorologicznej tylko we dwoje, gdyż nasi koledzy pojechali do osiedla po artykuły żywnościowe. 20 października wykonywałem obserwację półtora kilometra od stacji meteorologicznej. Rozszalała się wichura, sypało mokrym śniegiem, widoczność była zła. Schodziłem ze wzgórza po zakończonej pracy, kiedy przed sobą, w odległości może 20 metrów, zobaczyłem dużą szarą, poruszającą się masę. „Niedźwiedź” – mignęła mi myśl, lecz to coś powoli wyprostowało się, a mnie włosy pod czapką stanęły dęba. To była ogromna, podobna do małpy istota z potężnymi muskularnymi rękami zwisającymi do kolan. Patrzyła na mnie. Pamiętam, że ogarnęło mnie silne uczucie zgrozy, jakaś bezradność. Spotkanie trwało dziesięć, może dwadzieścia sekund. Przez ten czas zdążyłem dobrze przyjrzeć się istocie. Jej potężne ciało było pokryte jasnoszarą długą sierścią. Łagodziła ona nieco atletyczną budowę, lecz i tak czuło się emanowanie wielkiej siły fizycznej. Jego wzrost (bo niewątpliwie był to osobnik płci męskiej) oceniłem na ponad dwa metry, lecz ponieważ znajdował się kilka metrów poniżej mnie na zboczu wzgórza i silnie się garbił, mógł być znacząco wyższy. Zwłaszcza pozostała w pamięci całkowicie owłosiona, z głęboko osadzonymi oczyma twarz. Tuż pod oczyma nie miał włosów, jego obliczę przypominało małpę. Włosy czy też sierść wyglądały jak wąsy i broda, całkowicie zakrywały usta i nozdrza, uszu także nie było widać. Głowa była okrągłej formy, osadzona na potężnym torsie o bardzo krótkiej szyi.
 
 Istota raptownie odwróciła się i zgarbiona zbiegła w dół po zboczu wzgórza i skryła się za śnieżną zasłoną. Poczułem dreszcze, osunąłem się na ziemię, aby dopiero po pewnym czasie przyjść do siebie”.
 
 Jeszcze jedną rozmowę przeprowadziłem w sztabie Leningradzkiego Okręgu Wojskowego. Podejmował mnie tam major Tieplicki, zastępca oficera politycznego jednostki budowlanej.
 
 - Tę historię opowiadam chyba trzechsetny już raz. Rzecz działa się 20 października 1989 roku. Godzina dnia późna, było pochmurno i mgliście. Niespodziewanie z zagajnika prosto na teren jednostki wyszła ogromna postać podobna do przygarbionego człowieka, cała pokryta białą sierścią. Spokojnie przecięła asfaltową drogę i skryła się w pobliskim lasku. Kiedy przechodziła obok tablicy z napisem „Fala – hańba armii”, miała jej górną krawędź akurat na poziomie pasa. Zmierzyłem potem tę tablicę, miała metr dziewięćdziesiąt wysokości. Wzrost istoty wynosił więc około trzech metrów.
[Obrazek: snezny1.JPG]

 - Co pan przy tym czuł? – spytałem.
 
 - Absolutnie nic szczególnego.
 
 W 1987 roku moskiewska bibliotekarka Maja Bykowa kilka razy obserwowała troglodytę [jak inaczej autor nazywa tajemniczą istotę-przyp.INFRA] w obwodzie tiumeńskim. Opowiadała o tych przeżyciach: „Wzrostu miał około dwóch metrów. Ogólnie rzecz biorąc, jego proporcje, zwłaszcza dolnych kończyn, podobne były bardziej do ludzkich niż do sylwetki małpy lub niedźwiedzia stojącego na tylnych łapach. Był jednak niczym zwierzę pokryty gęstą krótką sierścią barwy czerwonobrązowej, z wyjątkiem przedramienia lewej ręki, które miało kolor biały. Głowa widziana z przodu sprawiała wrażenie okrągłej, lecz później zauważyłam wydłużony tył czaszki. Włosy na głowie miał krótkie, długości 2-3 centymetrów. Cery jego twarzy nie mogłam dojrzeć, wszystko zarosło włosami, nie było widać ani uszu, ani nosa, ani nozdrzy. Widoczne były tylko oczy, podłużne, głęboko osadzone pod wydatnymi brwiami. Szczęki miał nieznacznie wysunięte do przodu, usta wąskie i długie. Szyja pozostawała niewidoczna. Bardzo szerokie były ramiona, nadzwyczaj rozwinięte. Tego typu muskulatura zdarza się tylko u kulturysty. Pierś potężna, podobna do beczki. Potężne ręce swobodnie zwisały, długość ich była taka sama jak u człowieka. Kiście rąk nieproporcjonalnie duże. Na dłoniach była widoczna nieowłosiona skóra, także czerwonawego koloru. Nogi wysokie, zgrabne. Stopy, jak i kiście rąk wydawały się nieproporcjonalnie duże.”  
 
 Wiele słyszałem podobnych świadectw i wielokrotnie spotykałem się z tradycyjną reakcją sceptyków: „Ten naoczny świadek jest niewiarygodny.”
 
 Jaka informacja dla kryptozoologa ma wartość obiektywnego dowodu? Oto podstawowe kryteria:
 
[Obrazek: homin.jpg]Istota widziana przez Maję Bykową

1. Dowodem jest zbieżność (choćby ogólna) doniesień niezwiązanych ze sobą świadków, przy czym należy wykluczyć, aby relacja jednego z nich była indukowana opisem przebiegu spotkania podanym przez innego świadka.
 
 a) Zbieżne lub podobne wiadomości, które pochodzą z terenów bardzo od siebie oddalonych, silnie różniących się od siebie pod względem kulturalnym, językowym i społecznym. Wspólnota ludowych lub religijnych opowieści jest w tym wypadku niemożliwa, więc źródłem zbieżnych i podobnych wiadomości może być tylko obiektywnie istniejące zjawisko przyrody. Podobieństwo opisów troglodyty pochodzących od Szerpów z Nepalu, Indian z USA oraz Aborygenów z Australii mówi wiele.
 
 b) Zbieżne lub podobne wiadomości utrwalone w przeszłości, o których zdążono do naszych dni zapomnieć, na przykład świadectwa średniowiecznych autorów czy też te zawarte w księgach Wschodu. Analogia wzmianki o dzikich ludziach zamieszkujących dolny bieg Obu pochodząca z kroniki Herbersteina (XVI w.) z doniesieniami niedawnych ekspedycji w te miejsca nie może być przypadkowa.
 
 c) Zbieżne lub podobne wiadomości, o których donoszą z jednej strony przedstawiciele miejscowej ludności, z drugiej natomiast przejezdni, którzy nie należą do lokalnej społeczności i nie modli uzyskać od niej tego rodzaju wiadomości. Właśnie takie zbieżności zauważyliśmy w opowiadaniach Kazachów, Kirgizów i Rosjan z Tien-szanu.
 
   2. Obiektywnym dowodem jest również fakt, że informatorzy nierzadko podają szczegóły, które nie mają znaczenia same w sobie i są niezrozumiałe dla narratora, lecz nabierają one biologicznego sensu dla specjalisty, który analizuje obszerniejszy materiał. Przykładem może być podany przez świadka szczegół dotyczący diety troglodyty zestawiony z wynikami laboratoryjnych badań fekaliów Śnieżnego człowieka.  
 
 3. Obiektywnym dowodem jest ponadto okoliczność, że przeróżne ustne informacje o zewnętrznym wyglądzie i sposobie poruszania się śnieżnego człowieka są całkowicie zgodne z materialnymi danymi, np. śladami itp. Zgodność relacji oraz znalezisk byłaby niemożliwa, gdyby szło tylko o czystą fantazję.  
 
 4. Wreszcie należy wskazać na zgodność większości zebranych danych. Jeżeli doniesienia o śnieżnym człowieku, jakkolwiek zróżnicowane, nie wykluczają się wzajemnie, jeśli rozbieżności związane z poszczególnymi szczegółami mieszczą się w ramach pojęć o zmianach wewnątrzgatunkowych, jeżeli otrzymany w rezultacie analizy i uogólnienia posiadanych danych obraz morfologii i ekologii troglodyty oraz jego miejsca w systematyce będzie racjonalny i zgodny z podstawami zoologii i ewolucjonizmu, wówczas można będzie stwierdzić z pełnym przekonaniem, że mamy do czynienia z realnym gatunkiem biologicznym.
 
 Tak mniej więcej rozumował pół wieku temu Porszniew. Wszystkie te założenia są bezsporne. Jednakże uzgadniają one jedynie element jakościowy, a nie statystyczny. Nauka naszych dni operuje bardziej precyzyjnymi kategoriami. Opierając się na nich, proponuję dokładniejsze sposoby oceny wiarygodności świadectw.
 
[Obrazek: bigf1pat.JPG]
Bigfoot uchwycony na kontrowersyjnym filmie Pattersona z 1967 r.
Aby ustalić, kiedy świadek mówi prawdę, a kiedy się z nią rozmija, warto odwołać się do podstaw teorii zeznań świadków, opracowanej przez matematyków na potrzeby kryminalistyki. Niektóre zastosowane algorytmy i programy są wynikiem mojej pracy. Jedno z ważniejszych założeń wyjściowych teorii wiąże się ze zmiennością postrzegania, jakiej ulega ludzkie oko, podobnie jak i inne organy zmysłów. Prawa tej zmienności podlegają ścisłemu matematycznemu opisowi. Po wyselekcjonowaniu około trzystu relacji z pomocą komputera przeanalizowałem dane dotyczące wzrostu Śnieżnego człowieka, koloru jego włosów a także płci. Pominę subtelności obliczeń matematycznych, przytoczę tylko końcowy rezultat. Informacje dotyczące wzrostu troglodyty oscylują wokół dwóch wielkości: 156 i 210 centymetrów. Odpowiada to faktowi, znanemu już twórcom encyklopedii braci Granatów, istnienia dwóch podstawowych form śnieżnego człowieka. Teoria zeznań świadków głosi, że przy świadomy łgarstwie obserwatorów tak wyraźne dwie wielkości byłyby wykluczone. Gdybyśmy mieli do czynienia z falsyfikacją, wówczas na charakter relacji wpływałby poziom kompetencji świadków. Wydzieliłem dwie grupy: świadków posiadających średnie wykształcenie oraz tych, którzy go nie zdobyli. Jest oczywiste, że fabulując swoje świadectwa obie te grupy wykorzystywałyby odmienne źródła informacji dotyczące wyglądu Śnieżnego człowieka. Jednakże ich zeznania w ogólności pokrywają się. Tak zdarza się wtedy, gdy wszystkie relacje (lub przynajmniej większość z nich) są prawdziwe. Kolejne pytanie dotyczy umaszczenia. Te dane, w odniesieniu do Ameryki, pierwszy podsumował w 1978 roku John Green z Kanady. Zgodnie z opowieściami świadków wśród 407 osobników było 126 ciemnych (31%), 79 czarnych (19%), 49 brązowych (12%), 30 białych (7%), 29 szarych (7%), po 23 (6%) jasnych, ciemnobrązowych oraz brązowo-czerwonych, 13 jasnobrązowych (3%), 7 z jasnymi końcówkami włosów, 4 jasnoszarych i 1 ciemnoszary.  
 
 To bardzo ciekawe informacje, należy jednak zauważyć, że odzwierciedlają one nie tylko zróżnicowanie biologiczne, lecz również subiektywizm świadków. Pojęcia „jasny” i „ciemny” nie są, ściśle mówiąc, barwami. Z kolei pewne wrażenia odcieni mogą bardziej zależeć od oświetlenia niż od faktycznej pigmentacji. Dlatego opracowując własny materiał, ograniczyłem się do czterech tylko kolorów. W oparciu głównie o obserwacje z Eurazji uzyskałem następujące proporcje: brązowy – 62%, od białego do szarego – 24%, żółty – 9% i czarny – 5%. Ubarwień niewłaściwych ssakom – zieleni, błękitów – nie wymieniono ani razu. Analiza przeprowadzona za pomocą komputera udowodniła, ze takie zróżnicowanie ubarwienia jest u naczelnych możliwe. Co prawda większość małp charakteryzuje mniejsza różnorodność ubarwienia. W zasadzie 90 lub więcej procent osobników danego gatunku ma przeważnie takie samo ubarwienie. Wiadomo jednak, ze zwiększona różnorodność jest właściwa populacjom, które są w stanie stresu lub wymierają.
 
[Obrazek: yet.jpg]
Genetykom znana jest okoliczność, że w niewielkich populacjach istnieje prawdopodobieństwo pojawiania się form anomalnych. Szczególnie możliwy jest wzrost liczby nosicieli tzw. mutacji somatycznych, zazwyczaj objawiających się plamistością, srokatością itp. Tacy przedstawiciele troglodytów rzeczywiście zostali zauważeni. Maja Bykowa obserwowała na Syberii „znaczonego” troglodytę całkowicie pokrytego włosami barwy brązowej, poza ręką, która była biała. Kanadyjski badacz John Greek w swoich pracach przeanalizował 1350 doniesień o spotkaniach ze śnieżnymi ludźmi w Ameryce. Pośród opisów było siedem relacji o osobnikach ze srebrzystymi koniuszkami włosów, jeden egzemplarz z białą plamą na gardle i jeden egzemplarz o jasnej głowie.
 
 Reasumując – relacje świadków są spójne w świetle genetyki populacji.
 
 Analiza tych wypadków, kiedy zaobserwowano cechy płciowe pozwala ustalić udział samców na 56%. To blisko proporcji 1:1. Pewna przewaga samców może mieć dwa wytłumaczenia. Po pierwsze, samce mogą być bardziej aktywne i dlatego częściej rzucają się w oczy. Po drugie, w wymierających populacjach ilość samców, jak wykazali genetycy, wzrasta.
 
 Innymi słowy, zebrane dane są logiczne i mieszczą się w pojęciach współczesnej nauki. Niczego, co świadczyłoby o nadprzyrodzonym pochodzeniu śnieżnego człowieka w tych doniesieniach nie ma. Nie są one także grą fantazji.

Źródło: infra.org.pl
Napisane przez Siwy - 10-10-2014, 12:09
YETI ISTNIEJE! Żyje pod Nowosybirskiem.

Włochaty stwór żyje... pod Nowosybirskiem. Przynajmniej tak twierdzą naukowcy. Jako dowód przedstawili odcisk wielkiej stopy, leśny szałas, w którym mieszkał, legowisko i strzęp włosia nieznanego zwierza.


se.pl
Napisane przez hogan - 10-10-2014, 11:25
He he, jako ciekawostkę, napiszę Ci, że wszystkie niedźwiedzie chodzą na dwóch łapach ale w takiej pozycji przejdą tylko kilka kroków bo mają za ciężki tułów. Jak idą na dwóch łapach, to na zasadzie, tak jak chodzi człowiek, czyli na całych stopach. ubawa
Napisane przez bonaparte - 10-10-2014, 2:41
ponoć w Himalajach za yeti brano niedźwiedzia i to jakiś dziwny jego gatunek ktory poruszał sie na dwoch łapach. 
Napisane przez hogan - 02-08-2014, 22:05
W swoim życiu zapewne każdy z nas natknął się kiedyś na historie o Yeti czy jego amerykańskim kuzynie - Bigfoocie, u nas znanym lepiej jako Wielka Stopa. Dla jednych, to nieco groteskowe postaci z legend, dla innych - świadectwo naszych pradawnych lęków. Jeszcze inni - chcą widzieć w historiach o Yeti poważny problem badawczy. Równie niewiele osób zdaje sobie sprawę, że prawdziwym zagłębiem historii o spotkaniach z "małpoludami" nie są wcale Himalaje czy amerykańskie puszcze, ale... nasi wschodni sąsiedzi. Tam nazywa się ich zbiorczo "Śnieżnymi Ludźmi" (choć funkcjonują także inne nazwy, takie jak Dziki człowiek, Ałmas, Almasty a także wiele innych nazw lokalnych).

Rosyjscy uczeni słyną ze swej otwartości na to, co nieznane. Wielu z nich z takim właśnie podejściem podeszło do sprawy istnienia w rosyjskiej głuszy nieznanego dotąd gatunku naczelnych, niezbyt licznego, ale od czasu do czasu wchodzącego ludziom w drogę. Według Walentyna Sapunowa, rosyjskiego biologa, który poświęcił wiele czasu badaniom nad tymi istotami, duża ich populacja zamieszkuje Ural, tereny Karelii, a także Pamir. Wielu wcześniejszych rosyjskich uczonych próbowało w przeszłości organizować wyprawy badawcze w poszukiwaniu Śnieżnych Ludzi i co najciekawsze, miały one rożne, nie tylko negatywne skutki. Innymi słowy... nie zawsze wracano z niczym.

Jeden z uczonych, B. Porszniew, ukuł nawet termin określający te spokrewnione z człowiekiem istoty nazywając je "reliktowymi hominidami". Istnieje wiele teorii tłumaczących ich pochodzenie. Z pewnością za wiele relacji odpowiadają spotkania z pustelnikami, ekscentrykami czy wyrzutkami, którzy z jakichś powodów postanowili zamieszkać z dala od ludzi. Coś takiego miało przytrafić się kiedyś znanemu rosyjskiemu pisarzowi, Iwanowi Turgieniewowi w czasie kąpieli. Przebywającego w wodzie młodego Turgieniewa za rękę złapał ponoć stwór nie z tego świata - płci żeńskiej i dość małpiej aparycji. Uciekając co sił w nogach, został on uratowany przez pasterza, który ponoć osmagał batem goniącą go postać. Była to ponoć dzika, ale wciąż "ludzka" - niepełnosprawna kobieta.

To tylko jedna z dziesiątek relacji pochodzących z krajów byłego ZSRR. Niektóre z nich są zabawne, inne wręcz tragiczne. Najwięcej kontrowersji wiąże się jednak z tym, dlaczego do tej pory nie udało się schwytać żywego czy martwego osobnika nieznanego dotąd gatunku, co z pewnością byłoby dla nauki prawdziwą rewolucją. Walenty Sapunow w swej książce pt. "Między człowiekiem a zwierzęciem" mówi nam jednak o przypadkach, w których udawało się takie stworzenia schwytać lub zastrzelić, tylko ich ciała w jakiś sposób przepadały w dziejowej zawierusze.

Dla przykładu, w 1925 r. podczas walk w rejonie Pamiru z Uzbekami, którzy stawiali opór nowej władzy, zabito tajemnicze stworzenie przypominające włochatego człowieka. Dowódca oddziału wojskowego, Jan Topilski wspominał, że zastrzelony osobnik był płci męskiej i mierzył ok. 170 cm wzrostu. Miał ciemną twarz i siwe włosy na ciele, które wskazywały, że był dość sędziwy. Stworzenie posiadało dość masywne łuki brwiowe i wydatną żuchwę. Wiedząc, że w Pamirze nie ma małp człekokształtnych, Topilski nie za bardzo wiedział, co zrobić z ciałem. Ostatecznie postanowiono je zakopać.

Równie ciekawa jest inna historia, w której świadkiem miał być lekarz wojskowy o nazwisku Karapetian. Rzecz działa się w czasie II Wojny Światowej. Otóż pewnego dnia, jak wspominał mężczyzna, żołnierze przyprowadzili do niego dość dziwnie wyglądającego, silnie zbudowanego osobnika, o cechach zarówno ludzkich, jak i małpich. Osobnik posiadał "prawie ludzką" twarz, co ciekawe - pozbawioną zarostu. Za to całą resztę jego ciała - pokrywały włosy. Po dokładnych oględzinach i stwierdzeniu, że nie jest to dezerter... stworzenie wypuszczono na wolność.


Image Jeszcze przed wybuchem rewolucji organizowano w Rosji liczne wyprawy w poszukiwaniu "Śnieżnych Ludzi", w których brał udział m.in. Wit Chachłow - kolejny przyrodnik zafascynowany tajemniczym naczelnym. Według nie do końca sprawdzonych informacji, jednej z ekspedycji z roku 1917 udało się takie stworzenie schwytać, choć wskutek zamętu w czasie rewolucji nie wiadomo, co się z nim dalej działo.

Ostatnia zakrojona na szeroka akcję wyprawa miała miejsce w latach 50-tych, choć nie przyniosła rezultatów takich, jakich można oczekiwać. Z powodu braku funduszy, a także niechęci środowiska naukowego, przez długi czas zawieszono polowanie na Śnieżnego Człowieka, choć od czasu do czasu organizowano amatorskie wyprawy. Zmieniło się to nieco w ostatnich latach.

Image Już w XXI wieku z terenów obwodu kemerowskiego na Ałtaju zaczynały napływać relacje mówiące o spotkaniach z dziwnymi hominidami. Ów odludny rejon stał się wkrótce mekką dla tych, którzy wierzyli w realną możliwość udowodnienia istnienia nieuchwytnego małpoluda. Informacje o kemerowskich dzikich ludziach pojawiały się nawet w mediach, choć pewnie, z racji wcześniejszych doświadczeń, nie dawano sobie zbyt wielkich nadziei na cokolwiek. Jakiś czas wcześniej podobne doniesienia napływały z Kabardo-Bałkarii. W 2010 r. uczestnicy kolejnej z wypraw w region kemerowski stwierdzili, że udało im się nawet natrafić na ślady "szałasów" kemerowskiego Yetiego.

Nie wiadomo, czy tajemnica Śnieżnego Człowieka i jego kuzynów z całego świata (bowiem poszukiwania swojego legendarnego małpoluda, Yerena, zaplanowali także Chińczycy) zostanie rozwiązana w najbliższej przyszłości. Jak powtarzają jednak ci, którzy widzą w opowieściach o spotkaniach z włochatymi monstrami coś godnego uwagi, nie da się znaleźć czegoś (lub kogoś), czego się nie szuka. Ponadto mamy, jak mówią znawcy zagadnienia, do czynienia z istotą dość inteligentną, znającą doskonale swe środowisko i co najważniejsze - z mistrzem kamuflażu.

Piotr Cielebiaś, Infra